Kiedy rozmawiasz z przedsiębiorcą i przychodzi do tematów związanych z kwestiami formalnymi, prawnymi itp. w 90% przypadków słychać stały tekst: „ja się na tym nie znam, tym się zajmuje księgowa/księgowy”. Pół biedy jeśli jest to tylko wymówka dla przeciągnięcia negocjacji, uzyskania dodatkowego czasu na przemyślenie decyzji. Niestety odnoszę wrażenie, że w większości z tych 90% jest to również brutalna prawda.
Przyjęło się traktować księgowość jak zło konieczne, spowodowane wymogami związanymi z rozliczeniami podatkowymi. Nic bardziej błędnego. Ludzie wymyślili księgowość po to, żeby w sposób systematyczny uzyskiwać informacje na temat stanu finansowego firmy. Dopiero regularne wprowadzanie przez Państwo (nie tylko zresztą nasze…) coraz bardziej pokrętnych reguł prawno-podatkowych spowodowało, że księgowość jest postrzegana przede wszystkim jako środek obrony swoich interesów przed fiskusem, element gry w chowanego.
Z tym trzeba się pogodzić, podobnie jak z mrozami w zimie czy jesienną pluchą.
Jednak skoro już tę księgowość mamy, warto zadbać żeby ona również pozwalała nam na bieżąco orientować się w sprawach firmy. A do tego potrzebna jest nam nasza wiedza na te tematy. Nie musi to być wiedza superprofesjonalisty. Ważne żebyśmy jednak mieli orientację w podstawowych kwestiach finansowo-księgowych i prawno-podatkowych. Wtedy – po pierwsze: będziemy wiedzieć czego należy wymagać od księgowego, po drugie: w razie problemów czy wątpliwości będziemy wiedzieć jakie pytania zadawać, no a poza tym, na podstawowym poziomie pozwoli nam to zorientować się czy jesteśmy dobrze obsługiwani.
Warto regularnie poświęcać trochę czasu na analizę zawartości ksiąg – to naprawdę nie jest aż takie trudne.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia – odpowiedzialności. Trzeba pamiętać, że interes księgowego nie w każdym przypadku jest zbieżny z naszym. On dba przede wszystkim o to, żeby nie można było się do niego przyczepić, żeby nie można było wykazać mu naruszenia stosownych przepisów. Za kwestie rozliczeń podatkowych odpowiadamy i tak my. Nawet jeśli biuro rachunkowe ma wykupioną polisę, to i tak najpierw my dostajemy po kieszeni, a dopiero potem możemy się domagać rekompensaty.
Tu czas na pierwszą historyjkę z morałem.
Pewien właściciel niewielkiej firmy zatrudnił nową księgową. Ponieważ była z polecenia, obdarzył ją pełnym zaufaniem. Biznes swój prowadził z dużym rozmachem, zajmował się coraz to nowymi pomysłami, generalnie działał tak, jakby istniał tylko Pan Radosny, Pana Smutnego zostawiając księgowej. Wszystko było pięknie do czasu, kiedy zaczęło w firmie brakować pieniędzy. Zdziwienie było spore, gdyż „na nosa” wszystko powinno być OK. Cóż – niedbale prowadzone księgi spowodowały że szwankować zaczęła windykacja należności. Nie było precyzyjnej informacji o bieżących rozrachunkach. Wisienkę na torcie księgowa położyła nieco później. Poinformowała mianowicie właściciela że w jej zapisach są „pewne nieścisłości”, ale ona ich już naprawić nie zdoła, bo właśnie za kilka dni wyjeżdża do krewnych za granicę. Naprędce znalezione biuro rachunkowe zażądało kilkudziesięciu tysięcy złotych za ponowne zaksięgowanie dokumentów (na szczęście dotyczyło to okresu tylko kilku miesięcy). Do tego doszły korekty deklaracji, duże podatki do zapłacenia wraz z odsetkami. Firma znalazła się na progu katastrofy.
Morał: nieznajomość zagadnień księgowości może być wręcz niebezpieczna.
Morał 2: nie mamy nigdy gwarancji, ze księgowy nie wykorzysta w złej wierze naszej niewiedzy.
Tym drastycznym przykładem z życia kończę na dziś.
Pozdrawiam
JJ